This site uses cookies.
Some of these cookies are essential to the operation of the site,
while others help to improve your experience by providing insights into how the site is being used.
For more information, please see the ProZ.com privacy policy.
This person has a SecurePRO™ card. Because this person is not a ProZ.com Plus subscriber, to view his or her SecurePRO™ card you must be a ProZ.com Business member or Plus subscriber.
Affiliations
This person is not affiliated with any business or Blue Board record at ProZ.com.
Services
Editing/proofreading, Interpreting, Language instruction, Native speaker conversation, Subtitling, Transcription, Translation
Polish to English: Wszystko czerwone General field: Art/Literary Detailed field: Poetry & Literature
Source text - Polish - Allerød to wcale nie znaczy „wszystko czerwone” - powiedziała z niezadowoleniem Alicja. - Nie
wiem, skąd ci taki idiotyczny pomysł przyszedł do głowy.
Były to niemal pierwsze słowa, jakimi powitała mnie, kiedy wysiadałam z pociągu w Allerød.
Stałyśmy przed stacją i czekałyśmy na taksówkę. Gdyby umiała przewidzieć najbliższą
przyszłość, zapewne zaprotestowałaby przeciwko tłumaczeniu znacznie gwałtowniej.
- Tylko co? - spytałam - „Rød” to jest czerwony, a „alle” to wszystko.
- Można wiedzieć w jakim języku?
- Pośrednim, między niemieckim i angielskim.
- A, pośrednim... Słuchaj no, co ty masz w tej walizce?!
- Twój bigos, twoją wódkę, twoje książki, twój wazonik, twoją kiełbasę...
- Swojego nic nie masz?
- Owszem, maszynę do pisania. „Rød” to jest czerwony i koniec, postanowiłam!
- Nic podobnego. „Rød” to jest takie coś jak poręba. Taki wyrąbany las. Takie coś w tym rodzaju,
takie że rosło, usunęli i nie ma.
Nadjechała taksówka i przy pomocy kierowcy upchnęłyśmy się w środku razem z moimi
bagażami na te trzy minuty drogi, której przebycie piechotą potworny ciężar walizki całkowicie
wykluczał. Nie przestałam upierać się przy swoim.
- „Rød” to jest czerwony i wszyscy o tym wiedzą, a o porębie nikt nie słyszał. Skoro usunęli i nie
ma, to nie ma o czym mówić. Allerød to jest wszystko czerwone...
- Sama jesteś czerwona. Sprawdź sobie w słowniku i nie mów bredni - zirytowała się Alicja.
Była w ogóle wściekła i zdenerwowana, co rzucało się w oczy. Nie zdążyłam dowiedzieć się
dlaczego, bo całą drogę zajęło nam wszystko czerwone, potem zaś okazało się, że w domu kłębi
się tłum ludzi i nie ma żadnej możliwości spokojnie porozmawiać, szczególnie że wszystkim
czerwonym w mgnieniu oka zaraziłam całe towarzystwo. Tłumaczenie, ku wzmożonej furii Alicji,
znalazło powszechne uznanie.
- Rozlokuj się, umyj, rób, co chcesz, tylko nie zawracaj mi teraz głowy - powiedziała
niecierpliwie. - Zaraz przyjdzie reszta gości...
Bez zbytniego trudu pojęłam, że trafiłam do Allerød akurat na zebranie towarzyskie średnich
rozmiarów, dość długo jednak nie mogłam się zorientować, kto jest gościem stałym, a kto
chwilowym. Informacji udzielił mi Paweł, syn Zosi, naszej wspólnej przyjaciółki, która stanowczo
odmówiła konwersacji z kimkolwiek, do nieprzytomności zaabsorbowana przygotowaniem
odpowiednio wytwornego posiłku.
- Jak myśmy przyjechali, to Elżbieta już była - powiedział. - I jest. Edek przyjechał zaraz po nas,
trzy dni temu, a Leszek dzisiaj rano. Z wizytą przychodzą cztery sztuki, Anita z Henrykiem i Ewa
z tym, jak mu tam, Rojem. Alicja jest wściekła, matka jest wściekła, a Edek jest pijany.
- Bez przerwy?
- Zdaje się, że tak.
- A ta Sodoma i Gomora dzisiaj to z jakiej okazji?
- Oblewanie lampy.
- Jakiej lampy?!
- W ogrodzie. To znaczy na tarasie. Alicja dostała ją w prezencie imieninowym od Jensa czy
kogoś tam innego z rodziny i musiała zainstalować. Duńskie oblewanie już było, dzisiaj jest nasze,
rodzime...
Reszta gości przybyła i z zaciekawieniem przyjrzałam się Ewie i Anicie, których nie widziałam
prawie dwa lata. Obie wypiękniały. Anita była bardzo opalona, Ewa przeciwnie, zrobiona na
blado, tak że drobna, szczupła Anita z wielką szopą czarnych, kędzierzawych włosów robiła przy
niej wrażenie Mulatki. Jej mąż, Henryk, zazwyczaj spokojny i dobroduszny, wydał mi się jakby z
lekka zdenerwowany. Roj, mąż Ewy, wysoki, chudy, bardzo jasny, błyskał w uśmiechu pięknymi
zębami i patrzył na żonę jeszcze czulej niż przed dwoma laty. Pomyślałam sobie, że widocznie
Ewa pięknieje w atmosferze tkliwych uczuć, Anita zaś w atmosferze zdenerwowania i awantur.
Uroczystość w pełni rozkwitu przeniosła się po kolacji na taras. Obiekt kultu świecił czerwonym
blaskiem na wysokości nieco mniej niż metr, oświetlając wyłącznie nogi siedzących wokół osób.
Wielki, płaski klosz, z wierzchu czarny, nie przepuszczał najmniejszego promyka, tak że głowy i
popiersia tych osób tonęły w głębokim mroku, za ich plecami zaś panowała ciemność absolutna.
Samotne, wyeksponowane, purpurowe nogi, pozbawione swoich właścicieli, wyglądały nieco
dziwnie, ale nawet dość efektownie.
Po namyśle doszłam do wniosku, że ta osobliwa instalacja miałaby swój głęboki sens, gdyby
Alicja bodaj przez chwilę posiedziała pod lampą w gronie gości. Nogi miała najlepsze ze
wszystkiego i powinna je pokazywać przy każdej okazji, któż inny bowiem miał to czynić? Zosia,
Anita i Elżbieta były w spodniach. Ewa miała kieckę prawie do kostek i wysokie lakierowane
buty, pozostawałam ja, ale na mnie jedną marnować całą lampę to doprawdy zbyteczna
rozrzutność! Alicja stanowczo powinna...
Alicja jednak bez chwili przerwy krążyła pomiędzy kuchnią a tarasem, z masochistycznym
uporem obsługując towarzystwo. Złapałam ją w drzwiach.
- Usiądź wreszcie, na miłosierdzie pańskie - powiedziałam ze zniecierpliwieniem. - Niedobrze mi
się robi, jak tak latasz. Wszystko jest, a jak będą chcieli jeszcze czegoś, to sami sobie wezmą.
Alicja usiłowała wydrzeć mi się z rąk i oddalić w kilku kierunkach równocześnie.
- Sok pomarańczowy jest w lodówce - pomamrotała półprzytomnie.
- Ja przyniosę - zaoferował się Paweł, który nagle zmaterializował się w mroku obok nas.
- No widzisz, on przyniesie. Usiądź wreszcie, do wszystkich diabłów!
- Otworzy lodówkę i będzie się gapił... No dobrze, przynieś, tylko nie zaglądaj do środka!
Paweł błysnął w ciemnościach spojrzeniem, które miało jakiś dziwny wyraz, i zniknął w głębi
mieszkania. Oprócz czerwonego kręgu pod lampą świeciło się tylko światło w kuchni, za zasłoną,
spoza której padał niekiedy blask na pokój. Reszta tonęła w czerni.
Zawlokłam Alicję na taras i upchnęłam w fotelu, zaintrygowana uwagą.
- Dlaczego miałby się gapić do lodówki? - spytałam z zainteresowaniem, siadając obok. - Masz
tam coś takiego...?
Alicja z westchnieniem wyraźnej ulgi wyciągnęła nogi i sięgnęła po papierosy. Pomiędzy fotelami
stały rozmaite przedmioty, służące jako podręczne stoliki.
- Nic nie mam - odparła niecierpliwie. - Ale jej nie wolno otwierać na długo, bo potem zaraz
trzeba rozmrażać. Trzeba sięgnąć i wyjąć. A on otworzy i będzie się przyglądał, i będzie szukał
tego soku...
Z mroku wynurzyły się nagle nogi Pawła, pod lampą zaś pojawiła się jego ręka z butelką mleka.
- Coś ty przyniósł? - powiedziała z niezadowoleniem Zosia. - Paweł, nie wygłupiaj się, czekamy
na sok pomarańczowy!
- O rany - zmartwił się Paweł. - Nie trafiłem. Alicja kazała nie patrzeć.
- Nie, nie patrzeć, tylko spojrzeć i wyjąć - powiedziała Alicja, usiłując się podnieść. - Mówiłam,
że tak będzie!
- Mówiłaś, że będzie odwrotnie. Siedź, do diabła!
- Siedź - poparła mnie Zosia. - Ja przyniosę.
- Nie - zaprotestował Paweł. - Już teraz trafię, tam nie ma dużego wyboru.
- Zostawcie to mleko, Henryk się chętnie napije! - zawołała Anita.
- Jak te twoje klamerki pięknie wyglądają w tym świetle - mówiła równocześnie Ewa. - Jak
rubiny...
W cichym zazwyczaj i spokojnym domu w Allerød panowało pandemonium. Jedenaście osób
miotało się wokół czczonej lampy i w czarnej przestrzeni między kuchnią i tarasem. Z uwagi na
obecność dwóch tubylców, Roja i Henryka, rozmowy toczyły się w kilku różnych językach
jednocześnie. Nie mogłam pojąć, komu i jakim sposobem udało się doprowadzić do takiego
najazdu, i wykorzystując panujący hałas, spróbowałam uzyskać od Alicji jakieś informacje.
- Upadłaś na głowę i specjalnie zaprosiłaś wszystkich na kupę, czy też to jest jakiś kataklizm? -
spytałam półgłosem, nie kryjąc dezaprobaty.
- Kataklizm! - zdenerwowała się Alicja. - Nie żaden kataklizm, tylko każdy uważa, że ma prawo
do fanaberii! Ja miałam rozplanowane po kolei, ale im akurat tak było wygodnie! Teraz jest kolej
na Zosię i Pawła i tylko oni przyjechali we właściwym czasie. Edka przewidywałam na wrzesień,
a ty, nie wymawiając, miałaś przyjechać w zeszłym miesiącu! Co jest teraz?
- Środek sierpnia.
- No właśnie! Miałaś przyjechać w końcu czerwca.
- Miałam, ale nie mogłam. Zakochałam się.
- A Leszek...
Alicja nagle urwała i spojrzała na mnie ze zdumieniem widocznym nawet w ciemnościach.
- Co zrobiłaś?! - spytała, jakby nie wierząc własnym uszom.
- Zakochałam się - wyznałam ze skruchą.
- Mało ci było...?! Zwariowałaś?!
- Możliwe. Co ja ci na to poradzę...
- W kim?!
- W jednym takim. Nie znasz człowieka. Zdaje się, że to właśnie ten blondyn mego życia, którego
mi wróżka przepowiadała. Bardzo długa historia i kiedy indziej ci opowiem. A Leszek i Elżbieta
skąd?
- A Leszek... Czekaj, a on co? Z wzajemnością się zakochałaś?
- Chyba tak, chociaż nie śmiem w to wierzyć. Wiesz, że ja mam pecha. A Leszek i Elżbieta?
- A Leszek... Czekaj i co? Odkochałaś się i dlatego teraz mogłaś przyjechać?
- Przeciwnie. Ugruntowałam się w uczuciach i dlatego teraz mogłam przyjechać. A Leszek i
Elżbieta?
- Kto to taki?
- Na litość boską, nie znasz Leszka i Elżbiety? Ojciec i córka, tu siedzą na twoich oczach.
Krzyżanowscy się nazywają...
- Idiotka. Ten twój, pytam, kto to taki. Leszek akurat przybył jachtem na kilka dni, a Elżbieta
przyjechała oddzielnie z Holandii. Też tylko na kilka dni, w przyszłym tygodniu jedzie do
Sztokholmu. Możliwe, że popłynie z ojcem, nie wiem. Ściśle biorąc wcale ich nie zapraszałam.
Gdybym ich mniej lubiła, trafiłby mnie szlag.
- A dlaczego Edek przeniósł się z września na teraz? Ja przynajmniej mam powód, a on?
- A on podobno ma mi do powiedzenia coś niesłychanie ważnego i pilnego, z czym nie mógł
poczekać. Od trzech dni nie miał okazji wyjaśnić, o co mu chodzi.
- Dlaczego nie miał okazji?
- Bo mu się nie udało wytrzeźwieć...
Z mieszanymi uczuciami przyjrzałam się wyciągniętym nogom Edka. Siedział w fotelu
odsuniętym nieco dalej od lampy i w purpurowym świetle widoczne były tylko jego buty
i nogawki spodni do kolan. Buty i nogawki trwały spokojnie i nie robiły wrażenia pijanych, ale
wiedziałam, że w tym wypadku pozory mają wszelkie prawo mylić. Podstawową czynnością Edka
przez całe niemal życie było nadużywanie alkoholu i tylko dlatego Alicja zrezygnowała swymi
czasy z młodzieńczych uczuć i trwalszego związku, poprzestając na miłej przyjaźni. Być może
teraz uczucia zaczynały się odradzać...?
- Nadal tak chla? - zaciekawiłam się, bo Edek interesował mnie także z innych względów. - Nie
przeszło mu?
- A skąd! Połowę tego, co przywiózł, zdążył już sam wytrąbić!
Od śmierci Thorkilda minęło już tyle czasu, że właściwie Alicja miała prawo zainteresować się
kimś innym. Jeśli jednak te promile Edka zraziły ją przed laty, to niby dlaczego miałyby przestać
razić ją teraz? Co prawda, zawsze miała do niego słabość... Wszystko jedno zresztą, słabość i
promile to jej prywatna sprawa, ja miałam inny powód do interesowania się Edkiem. Bardzo mi
zależało na tym, żeby bodaj na chwilę wytrzeźwiał.
Usiłowałam jeszcze spytać Alicję, czy nie domyśla się, co też takiego ważnego Edek chciał jej
powiedzieć, ale to już było niewykonalne. Zanim zdążyłam zaprotestować, opuściła fotel koło
mnie i znikła w mroku. Paweł i Zosia ciągle jakoś nie mogli znaleźć soku pomarańczowego. Anita
poszła im pomóc w poszukiwaniach, Ewa przypomniała sobie nagle, że właśnie dzisiaj kupili
kilka puszek różnych soków, których nie zdążyli wyjąć, i pogoniła Roja do samochodu. Sok
pomarańczowy nadlatywał ze wszystkich stron, urastał do rozmiarów wodospadu Niagara,
absorbował wszystkie umysły i w ogóle wydawało się, że na tym świecie nie ma nic innego, tylko
sok pomarańczowy. Zgoła nie zdziwiłabym się, gdyby nagle zaczął padać w postaci deszczu.
Znalazła go wreszcie Alicja nie w domu, tylko w składziku, gdzie trzymała zapasy piwa. Z sokiem
się trochę uspokoiło, ale za to Elżbieta poczuła się głodna, przyniosła sobie kanapki, bardzo
apetyczne, i zaraziła głodem Pawła i Leszka. Alicja, zdenerwowana nieco działalnością Anity w
kuchni, znów porzuciła taras i popędziła sama dorobić więcej kanapek. Zosia zaczęła szukać
następnego słoika kawy, Ewa zażądała dla Roja ekstramocnych do spróbowania, bo podobno ktoś
przywiózł. Anita przez pomyłkę nalała Henrykowi piwa do mleka...
Wieczór wyraźnie się rozkręcał. Wszyscy wykazywali przerażającą ruchliwość i rzadko spotykaną
gorliwość w donoszeniu rozmaitych przedmiotów, wszyscy prezentowali niesłychaną inwencję w
wymyślaniu nowych pragnień i potrzeb. Pod czerwoną lampą trwały nieruchomo tylko trzy pary
butów. Dwie z nich należały do Leszka i Henryka, którzy siedzieli obok siebie, konwersowali w
dziwnym, niemiecko-angielskim języku o wadach i zaletach różnych typów jachtów i zajęci byli
sobą tak, że nie zwracali uwagi na resztę towarzystwa, trzecia zaś do Edka. Edek również nie
opuszczał swojego miejsca, pod ręką miał wielkie pudło, zastawione zapasem napojów i używał
ich bez wyboru i bez ograniczeń.
- Alicja! - ryknął nagle, przekrzykując panujący hałas, przy czym w ryku jego dźwięczała wyraźna
nagana. - Alicja!!! Dlaczego ty się narażasz?!!!
Translation - English 'Allerød does not mean all red,' - said Alicja with dissatisfaction. - I don't know where you got
such an idiotic idea from.
These were almost the first words she greeted me with when I got off the train in Allerød. We
stood in front of the station waiting for a taxi. If she could predict the near future, she would
probably have protested much more vehemently against the translation.
- Only what? - I asked – ‘Rød’ is red, and ‘alle’ is all.
- Can you tell me in what language?
- Some inbetween, between German and English.
- Oh, some inbetween ... Hey, what do you have in that suitcase?!
- Your bigos, your vodka, your books, your vase, your sausage ...
- Don't you have anything of yours?
- Yes, a typewriter. ‘Rød’ is red and that's it, I've decided!
- Absolutely not. ‘Rød’ is something like a felling. Such a cut forest. Something like it grew,
they removed it, and it's gone.
A taxi arrived and, with the driver's help, we crammed into the taxi with my luggage for the
three-minute journey, which the monstrous weight of the suitcase made impossible to walk
on. I didn't stop insisting on mine.
- ‘Rød’ is red, and everyone knows it, and nobody has heard of felling. Since they have
removed it and it doesn't exist anymore, there is nothing to talk about. Allerød means all red...
- You are red yourself. Check in the dictionary and don't talk nonsense - Alicja got irritated.
She was furious and nervous in general, which was obvious. I didn't have time to find out
why, because 'all red' kept us occupied all the way, and then it turned out that there is a crowd
of people in the house and there is no way to talk privately, especially since I infected the
whole company with 'all red' in the blink of an eye. The translation, much to Alicja's fury, was
universally acclaimed.
- Make yourself comfortable, wash yourself up, do what you want, just don't bother me now -
she said impatiently. - The rest of the guests are coming soon ...
Without too much trouble I understood that I got in Allerød just for a medium-sized social
gathering, but for a long time I couldn't figure out who was a regular guest and who was a
temporary one. The information was given to me by Paweł, Zosia’s son, our mutual friend,
who firmly refused to talk to anyone, completely preoccupied with preparing an appropriately
refined meal.
- When we arrived, Elzbieta was already here, he said. - And still is. Edek came right after us,
three days ago, and Leszek this morning. Four are coming to visit, Anita with Henry and Ewa
with, what's his name, Roj. Alicja is furious, my mother is angry and Edek is drunk.
- Continuously?
- It seems so.
- And this Sodom and Gomorrah today is on what occasion?
- Celebrating the lamp.
- What lamp?!
- In the garden. That is, on the terrace. Alicja got it as a gift from Jens or someone else from
the family and she had to install it. Danish celebration has already taken place, today it is
ours, native...
The rest of the guests came, and I looked with curiosity at Ewa and Anita, whom I had not
seen for almost two years. Both became very beautiful. Anita was very tanned. Ewa, on the
contrary, made for pale, so that petite, slim Anita with a large bush of black, curly hair made
impression of Mulatto. Her husband, Henry, usually calm and good-natured, seemed to me to
be a bit upset. Roj, Ewa's husband, tall, skinny, very bright, was flashing with his beautiful
teeth while smiling and looked at his wife even more fondly than two years ago. I thought to
myself that apparently Ewa is getting more beautiful in an atmosphere of tender feelings, and
Anita in the atmosphere of nervousness and rows.
The ceremony fully blossomed moved to terrace after dinner. The object of cult shone a red
glow at a hight of slightly less than a meter, illuminating only the legs of those sitting around.
The large, flat shade, black on top, did not pass the slightest ray of light, so that the heads and
busts of these people drowned in deep darkness, and absolute darkness reigned behind their
backs. Lonely, exposed, purple legs, deprived of their owners, looked a bit strange, but even
quite appealing.
After thinking, I came to the conclusion that this peculiar installation would make its deep
sense if Alice would sit for a while under the lamp among the guests. Her legs were the best
of everything she had, and she should show them at every opportunity, for who else was to do
it? Zosia, Anita and Elzbieta were wearing trousers. Ewa had the ankle length dress and high
lacquered shoes, and there I was, but wasting the whole lamp just for me alone is really such
an extravagance! Alicja definitely should...
Alicja, however, constantly circulated between the kitchen and the terrace, with masochistic
stubbornness serving the company. I caught her in the door.
- Sit down finally, for God's sake - I said with impatience. - It makes me sick when you run
like this. Everything is here, and if they want something else, they will get themselves.
Alicja tried to get out of my hands and move away in several directions at the same time.
- Orange juice is in the fridge - she mumbled semi-consciously.
- I will bring - offered Pawel, who suddenly materialized himself in the darkness beside us.
- Well, you see, he will bring. Sit down finally, God damn it!
- He will open the fridge and going to stare... Okay, bring it. Just don't look inside!
Pawel flashed a gaze within the darkness with a strange expression and disappeared into the
depths of the apartment. In addition to the red circle under the lamp, only the light shone in
the kitchen, behind the curtain, threw sometimes a glow on the room. The rest was sinking in
darkness.
I dragged Alicja to the terrace and stuffed her into an armchair, intrigued by the remark.
- Why would he be staring into the fridge? - I asked with interest as I sat down next to her. –
Is there anything special...?
With a sigh of obvious relief, Alicja stretched out her legs and reached for her cigarettes.
There were various items between the armchairs serving as handy tables.
- I have nothing - she said impatiently. - But it must not be opened for long, because then it
just needs to be defrosted. You must reach out and get it. And he will open and look, and he
will be looking for this juice...
Pawel's legs suddenly emerged from the darkness, and his hand appeared under the lamp with
a bottle of milk.
- What did you bring? - said Zosia with dissatisfaction. - Pawel, stop being silly, we are
waiting for an orange juice!
- Oh my - sighed Pawel. - I missed. Alicja told me not to look.
- Not not to look, but look and get it - Alicja said, trying to get up. - I said it would be like
this!
- You said it would be the opposite. Stay still, dammit!
- Sit - Zosia supported me. - I'll bring it.
- No - Pawel protested. - I won't miss right now - there's not much choice.
- Leave this milk, Henry will be happy to drink! - Anita cried.
-How do these buckles look beautiful in this light - said Ewa at the same time. - Like rubies...
There was pandemonium in this usually quiet and peaceful house in Allerød. Eleven people
were bouncing around the worshiped lamp and in the black space between the kitchen and the
terrace. Due to the presence of two locals, Roj and Henry, the talks took place in several
different languages at the same time. I couldn't come to understanding who and how was able
to lead to such a raid, and using the noise, I tried to get some information from Alicja.
- Have you lost your mind and specially invited everyone together, or is it some kind of
cataclysm? - I asked quietly, not hiding my disapproval.
- Cataclysm! - Alicja got angry. – No, not cataclysm, only everyone thinks they have the right
to have their frills! I had laid out one by one, but this way was comfortable for them! Now it's
Zosia's and Pawel's turn and only they arrived at the right time. I was planning Edek for
September, and you, not pointing out, were supposed to come last month! What is it now?
- Middle of August.
- Exactly! You were supposed to arrive at the end of June.
- I was, but I couldn't. I fell in love.
- And Leszek...
Alicja suddenly paused and looked at me with amazement visible even in the darkness.
- What did you do? - she asked, as if she did not believe her own ears.
- I fell in love - I confessed regretfully.
- Didn’t you have enough...?! Have you lost your mind?
- Possibly. What can I do about it...
- With whom?!
- With some guy. You don't know him. It seems that he’s that blond guy of my life whom the
fortune-teller told me. A very long story. I'll tell you another time. And what Leszek and
Elzbieta?
- And Leszek... Wait, and he what? Does he love you back?
- I suppose so, although I dare not to believe it. You know, I'm unlucky. And Leszek and
Elzbieta?
- And Leszek... Wait and what? You fell out of love and that's why you could come now?
- Actually, the opposite. I established myself in my feelings and that is why now I was able to
come. And Leszek and Elzbieta?
- Who is that?
- For God's sake, don't you know Leszek and Elzbieta? Father and daughter, sitting here in
front of your eyes. The Krzyzanowscy their name is ...
- Stupid! Your one I ask. Who is it? Leszek just arrived on a yacht for a few days, and
Elzbieta came separately from the Netherlands. Also, for a few days, she is going to
Stockholm next week. Possibly she'll go with her father, I don't know. Strictly speaking, I
haven't invited them at all. If I liked them less, I'd be pissed.
- And why did Edek move from September to now? At least I have a reason, what about him?
- Apparently, he has something extremely important and urgent to tell me that he could not
wait with. For three days he hadn't had the opportunity to explain what he meant.
- Why hadn't he had the opportunity?
- Because he failed to get sober ...
I looked at Edek's outstretched legs with mixed feelings. He was sitting in an armchair a little
further from the lamp, and only his boots and knee-length trousers were visible in the purple
light. His boots and legs remained calm and did not seem drunk, but I knew that appearances
had every right to be confusing in this case. Edek's basic activity throughout his life was
overusing alcohol and that was the only reason why Alicja gave up her youthful feelings and a
lasting relationship, contenting herself with a pleasant friendship. Perhaps feelings were
starting to revive now ...?
- Still soaking like that? - I got interested, because Edek was also the object of my interest for
other reasons. - Didn't he get over it?
- No way! Half of what he brought, he has already tossed down himself!
It had been long time since Thorkild's death that, in fact, Alice had a right to be interested in
someone else. If, however, Edek's blood alcohol content discouraged her years ago, why
should they stop bother her now? It is true that she has always had a soft spot for him ...
Anyway, weakness and blood alcohol content is her private matter, I had another reason to be
interested in Edek. I really wanted him to sober up at least for a while.
I tried to ask Alicja if she had any idea what was so important that Edek wanted to tell her,
but it was not feasible. Before I could protest, she left the chair next to me and disappeared in
the murk. Pawel and Zosia still somehow couldn't find orange juice. Anita went to help them
with their search, Ewa suddenly remembered that just today they had bought several cans of
various juices that they hadn't had time to take out, and she rushed Roj to the car. Orange
juice was flying up from all directions, it grew to the size of Niagara Falls, absorbed all
minds, and it seemed that there was nothing else in this world but orange juice. I wouldn't be
surprised if it suddenly started to rain with orange juice.
At last Alice found it, not at home, but in a storeroom, where she kept a beer supply. The
situation with juice has settle down a bit, but Elzbieta felt hungry, so she brought herself
sandwiches, very appetizing, and she infected Pawel and Leszek with hunger. Alicja, a bit
nervous about Anita's activity in the kitchen, left the terrace again and rushed to make more
sandwiches herself. Zosia started looking for another jar of coffee, Ewa demanded Polish
extra-strong cigarettes for Roj to try, because apparently someone had brought it. Anita
poured beer into Henry's milk by mistake ...
The evening was clearly getting going. Everyone was displaying terrifying mobility and a rare
eagerness in bringing various objects, all of them were presenting incredible inventiveness in
coming up with new desires and needs. Only three pairs of shoes were motionless under the
red lamp. Two of them belonged to Leszek and Henry, who sat next to each other, conversing
in a strange German-English language about the advantages and disadvantages of different
types of yachts, and they were so preoccupied with each other that they did not pay attention
to the rest of the company, and the third belonged to Edek. Edek also didn't leave his place, he
had a large box at hand, packed with a supply of drinks and he used them randomly and
without restrictions.
- Alicja!!! - he roared suddenly, over the prevailing noise, with a clear rebuke in his roar. -
Alicja!!! Why are you putting yourself at risk?!!!
More
Less
Translation education
Bachelor's degree - WSIiZ Rzeszow
Experience
Years of experience: 22. Registered at ProZ.com: Dec 2020.
Credentials
N/A
Memberships
N/A
Software
Adobe Acrobat, CafeTran Espresso, memoQ, Microsoft Excel, Microsoft Office Pro, Microsoft Word, OmegaT
Professional objectives
Meet new translation company clients
Meet new end/direct clients
Network with other language professionals
Get help with terminology and resources
Learn more about translation / improve my skills
Learn more about interpreting / improve my skills
Get help on technical issues / improve my technical skills
Learn more about additional services I can provide my clients
Find a mentor
Stay up to date on what is happening in the language industry
Help or teach others with what I have learned over the years
Improve my productivity
Bio
Versatile experience gave me a broad perspective and understanding the task I take up. Studying at the Marine Academy allowed me to work with a multinational team in different parts of the world. My technical background as well as my various offshore positions contributed to different areas of English knowledge, but languages were always my first choice, that is why I studied English Philology (Translation and Teaching). I never stop learning. I want to deliver the highest possible quality of linguistic services. I work in language school and for translation agencies. I am here to help you.
Keywords: localization, technology, equestrian, oil and gas, electrician, sailing, maritime, ships, horses, dogs. See more.localization, technology, equestrian, oil and gas, electrician, sailing, maritime, ships, horses, dogs, literature, teaching, business, HR, swimming, travel, mechanics, cooking, instruction, HSE. See less.